„MOŁDAWIA czyli o gościnności, przyjaźni, bardziej o ludziach niż o miejscach”
Będzie to opowieść dlaczego naszym zdaniem jest to wciąż najbardziej nieskażony turystyką kraj w Europie, o tym jak nielegalnie przekraczałem granicę Naddniestrza, o tym jak i dlaczego trafiliśmy na mołdawskie wesele, a następnie przez tydzień staliśmy się częścią rodziny, o tym dlaczego na dłuższą metę łatwiej pić samogon niż wino, o tym jak zdobyliśmy najwyższy szczyt w kraju, w którym nie ma gór, o podróżowaniu autostopem, o gościnności, przyjaźni, a przede wszystkim o ludziach bardziej niż o miejscach.
„Niejeden z Was spyta – po kiego grzyba jeździć na mołdawskie peryferie? Czyż nie jest to kraj, którego mieszkańcy według światowych statystyk są najnieszczęśliwsi? Co więcej sami Mołdawianie powtarzają jak mantrę zdanie – Tu nic nie ma. Z pewnością jest to kraj absurdów. Wielkością nie przewyższa województwa mazowieckiego, a posiada dwa regiony autonomiczne, w tym spieszące do niepodległości Naddniestrze. Mieszkańcy, jako że zarabiają średnio 100 euro miesięcznie, szukają okazji, by czmychnąć za granicę i już nie wrócić. Z nielicznych gazet uderzają optymistyczne tytuły – Mołdawianom żyje się lepiej niż Tadżykom, a gorzej niż Białorusinom. Cały hymn państwowy opiewa wyjątkowość języka mołdawskiego, przy czym badacze delikatnie mówiąc, powątpiewają w jego istnienie uznając go za co najwyżej dialekt języka rumuńskiego. (…) A zatem raz jeszcze. Po kiego grzyba tam jeździć? Podróż na przekór turystycznym trendom- z pewnością tak, gościnni mieszkańcy- spotkacie ich na każdym kroku, narody o bogatej kulturze- bez liku. A nade wszystko kraina winem płynąca.” (cytat z książki MOŁDAWIANIE W KOSMOS NIE LIETAJUT BIEZ WINA, autor: Judyta Sierakowska, wydawca: Bezdroża)